Wydarzyło się coś, czego nie mogę zrozumieć. Kilkanaście dni temu wybierałem się pod Słupsk. Klamoty spakowałem dzień wcześniej, wytłumaczyłem wszystko psu i spokojnie położyłem się spać. Miałem wstać trochę później, ale, myślę sobie: ech, wstanę trochę wcześniej.
Kawka i wio! Poturlałem się poprzez początkowo czarną, potem już szarą mgłę.
Z głośników sączyła się moja ulubiona piosenka. Siódemka prawie pusta, nawet nie zauważyłem, kiedy minąłem Trójmiasto. Pojaśniało. Trochę zaniepokoiło mnie, że stojące po szyję we mgle krowy jakieś inne od tych, znajomych, spod Lęborka. Mgła opadła i gdy wiatr rozwiał jej resztki dojechałem do tego właśnie znaku.
350 kilometrów od Słupska. Hmmm ...
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.